Europejski Bank Centralny popełnia błąd

 Każdy kto obserwuje poczynania Europejskiego Banku Centralnego może dojść do takiego wniosku: EBC popełnia błąd. Sugeruję to już od dawna (studenci mogliby potwierdzić, jeśli słuchali moich wykładów z Polityki pieniężnej).

Ostatnio ukazał się w Internecie tekst na ten temat, który postaram się poniżej streścić i skomentować. Autorami są: Jürgen Stark, były członek zarządów EBC i Deutsche Bundesbank, jak również profesor honorowy Uniwersytetu w Tybindze; miałem z nim przyjemność korespondować i wymieniać poglądy, Thomas Mayer, założyciel i dyrektor Flossbach von Storch Research Institute (https://www.flossbachvonstorch-researchinstitute.com/en/), były główny ekonomista Grupy Deutsche Bank oraz Gunther Schnabl, profesor Uniwersytetu w Lipsku oraz Flossbach von Storch Research Institute. Zwracają oni uwagę, że już od dłuższego czasu Europejski Bank Centralny ulega interesom politycznym i realizuje cele wykraczające poza zakres swojego podstawowego celu: utrzymywanie stabilności cen. Takie postępowanie narusza coś, co jest trudno mierzalne i czasem niedoceniane: wiarygodność, że będzie utrzymywana siła nabywcza pieniądza. Wiarygodność z kolei opiera się według nich na niezależności politycznej oraz klarownie wyrażanym zobowiązaniu do zachowania stabilności monetarnej. Od siebie dodam, że bank centralny jest wiarygodny, kiedy obserwatorzy (szeroko rozumiani uczestnicy rynku) są przekonani, że deklaracje banku centralnego będą realizowane w praktyce, a jeśli deklaracji brak, że bank będzie działał jak dotychczas.

Tymczasem EBC już w 2009 r. naruszył zakaz finansowania długu państwowego, wprowadzając program skupu rządowych papierów wartościowych (niby w ramach polityki otwartego rynku). Ratował też niektóre kraje członkowskie, które popadły w tarapaty, chociaż należało to do kompetencji rządów. Za czasów prezydencji Christine Lagarde procesy te się tylko pogłębiły. Efektem skupu rządowych papierów wartościowych przez EBC jest ułatwiony dostęp wszystkich rządów do taniego finansowania. Niektóre kraje (Francja, Włochy) najwyraźniej zamierzają z tego korzystać w nieskończoność. Co więcej, EBC wziął na siebie kolejne zobowiązania: wspomaganie „zielonej transformacji”.

Do niedawna decyzje EBC nie pociągały za sobą negatywnych konsekwencji. Ale obecnie inflacja w strefie euro jest wyraźnie wyższa. Władze EBC oczywiście przedstawiają ją jako „przejściową”. Faktycznie, niektóre czynniki – np. rosnące ceny energii – mają charakter przejściowy, ale inne nie. Zwiększona podaż pieniądza wraz z ograniczeniami podażowymi (m.in. w wyniku pandemii) stwarzają ryzyko żądań płacowych i pojawienia się spirali inflacyjnej. Należałoby podjąć „zwyczajne” (z mojego punktu widzenia) działania: zaostrzyć politykę pieniężną, sprzedając nagromadzone rządowe papiery wartościowe i podnosząc stopy procentowe. Ale wtedy wysoko zadłużone kraje strefy euro miałyby problem nie tylko z zaciąganiem nowego dodatkowego długu, ale i rolowaniem istniejącego. Nieuchronny spadek aktywności gospodarczej pociągnąłby za sobą obniżenie wpływów podatkowych i wzrost bezrobocia, co dodatkowo skomplikowałoby sytuację. Znowu niektóre kraje musiałyby rozważyć wyjście z unii walutowej…

Alternatywą jest tolerowanie inflacji przez EBC i utrata wiarygodności, że chce czy potrafi on opanować inflację w strefie euro. Będą rosnąć oczekiwania inflacyjne, euro się osłabi, co dodatkowo zwiększy inflację itd. Scenariusz ten był przerabiany w historii wielokrotnie.

Podkreślę, że sztuką jest unikanie takiego dylematu i odpowiednio wczesne reagowanie na pojawiającą się na horyzoncie inflację.

Jürgen Stark, Thomas Mayer i Gunther Schnabl zdają sobie sprawę, że wybór stojący obecnie przez decydentami EBC nie jest prosty i nie przesądzają co się stanie. Według mojej oceny obecna „luźna” polityka pieniężna będzie niestety kontynuowana, aż do momentu, kiedy nastąpi zmiana na kierowniczych stanowiskach EBC. I dopiero wówczas zostanie zainicjowany powrót do normalności. Będzie on jednak bolesny; im dłużej prowadzi się złą politykę, tym większe ofiary trzeba ponieść by przywrócić zaufanie do waluty i osiągnąć niską inflację (i nie jest to zależność liniowa niestety). Gdyby ktoś chciał jednak pozostać przy „miękkiej” walucie i próbować funkcjonować z dwucyfrową inflacją, zwracam uwagę: to się na dłuższą metę nie opłaca. Ale czy wszyscy się tym przejmują?