Tym razem pozornie coś nie o finansach / ekonomii. Ale może
jednak? W końcu kiedyś dzieci będą studentami (teraz przecież studiują wszyscy,
prawda?). Prace domowe! Coś, co pozwala pogłębić wiedzę, na pewno ją utrwalić,
spowodować, że uczeń potrafi zrobić coś więcej i szybciej. Wiadomo, że
ćwiczenie czyni mistrza. I nagle, z powodów, których nawet nie chcę komentować,
dzieci nie będą musiały odrabiać zadań domowych… Wygląda to na sabotaż, że się
tak żartobliwie wyrażę. Oczywiście dzieci będą mniej umiały, chyba, że troskliwi
rodzice skłonią je do robienia dodatkowych zadań. W efekcie zwiększy się rozwarstwienie między uczniami najlepszymi i najsłabszymi. Ale równie groźne będzie
przekonanie dzieci, że tak ma być i jest to normalne. Tymczasem w szkole,
zwłaszcza w bardzo licznych klasach, nie można się wiele nauczyć.
W efekcie poziom nauczania jeszcze bardziej się obniży. I
jak ktoś kiedyś młodym ludziom powie, że niewiele umieją i powinni ciężko
pracować, by to nadrobić, będą obrażone zamiast zabrać się do roboty. Żeby było
jasne: model kształcenia z Azji Południowo-Wschodniej uważam za przesadzony i groźny dla zdrowia.
Ale uczenie się tylko w szkole nie wystarczy, chyba że dziecko jest geniuszem. Jednak
takich przypadków jest mało… A zatem: prace domowe + sport na świeżym powietrzu, codziennie.